Tekst biblijny
Ewangelia według Świętego Łukasza 18, 1-8
Jezus powiedział swoim uczniom przypowieść o tym, że zawsze powinni się modlić i nie zniechęcać się: „W pewnym mieście był sędzia, który nie bał się Boga i nie szanował ludzi. W tym mieście mieszkała też wdowa, która stale przychodziła do niego z prośbą: «Obroń mnie przed moim przeciwnikiem». Przez pewien czas nie chciał, ale potem pomyślał sobie: «Chociaż Boga się nie boję ani nie szanuję ludzi, to uczynię zadość sprawiedliwości, ponieważ naprzykrza mi się ta wdowa. Niech w końcu przestanie przychodzić i mnie zadręczać»”. Pan powiedział: „Posłuchajcie, co mówi ten niesprawiedliwy sędzia! Bóg natomiast, czy nie weźmie w obronę swoich wybranych, którzy wołają do Niego dniem i nocą? Czyż będzie zwlekał w ich sprawie? Mówię wam, że szybko uczyni zadość sprawiedliwości. Czy jednak Syn Człowieczy znajdzie wiarę na ziemi, gdy przyjdzie?”.
Rozważanie
Jezus jest nadal w drodze do Jerozolimy ze swoimi uczniami. Tuż przed rozpoczęciem dzisiejszego fragmentu Ewangelii Jezus mówi o swoim powtórnym przyjściu (Łk 17, 20-37) i nawiązuje właśnie do tego wydarzenia.
Jezus powiedział swoim uczniom przypowieść o tym, że zawsze powinni się modlić i nie zniechęcać się: (wers 1)
W obecnie rozważanym fragmencie Ewangelii Jezus zachęca swoich uczniów, aby nie zniechęcali się na modlitwie, dopóki nie zostanie osiągnięty cel, czyli gdy nastąpi Jego powrót na końcu czasu. To wezwanie do nieustannej modlitwy jest ściśle związane z oczekiwaniem na powrót Jezusa. Chodzi o podtrzymywanie żywej modlitwy zwłaszcza wtedy, gdyby ten powrót się opóźniał.
My również musimy zadać sobie pytanie, czy najgłębszym celem naszych modlitw jest naprawdę tęsknota za powtórnym przyjściem Jezusa? Czy rzeczywiście oczekujemy powrotu Pana – choćby dziś lub jutro? Gdybyśmy naprawdę na to liczyli, to nigdy nie ustawalibyśmy w naszych modlitwach. Wydaje się jednak, że zbyt łatwo dajemy się przekonać, że ten powrót Jezusa wcale nie jest taki bliski, więc nic dziwnego, że modlitwa nas męczy i że zniechęcamy się.
„W pewnym mieście był sędzia, który nie bał się Boga i nie szanował ludzi. W tym mieście mieszkała też wdowa, która stale przychodziła do niego z prośbą: «Obroń mnie przed moim przeciwnikiem». Przez pewien czas nie chciał, ale potem pomyślał sobie: «Chociaż Boga się nie boję ani nie szanuję ludzi, to uczynię zadość sprawiedliwości, ponieważ naprzykrza mi się ta wdowa. Niech w końcu przestanie przychodzić i mnie zadręczać»”. (wersy 2-5)
Jezus ostrzega przed takim niebezpieczeństwa zniechęcenia się na modlitwie. Aby to lepiej ukazać, przytacza przypowieść o niesprawiedliwym sędzi. Jezus mówi bardzo dosadnie, aby to, co ma nam do powiedzenia, było w pełni czytelne. Sędzia jest celowo opisany jako bezbożny, samolubny i niesprawiedliwy. Nie chce pomóc wdowie w dochodzeniu jej słusznych praw. Ma nadzieję, że jeśli nadal będzie ją lekceważył, to ona w końcu się podda. Musimy mieć świadomość, że wdowa w tamtym czasie była osobą bezradną i bezbronną, którą łatwo można było odepchnąć. Nikt nawet nie stanąłby w jej obronie. Nasza wdowa jednak się nie poddaje. Ciągle przychodzi do sędziego. Sędzia w końcu ją przyjmuje, bo boi się, że nigdy nie da mu spokoju.
Pan powiedział: „Posłuchajcie, co mówi ten niesprawiedliwy sędzia! Bóg natomiast, czy nie weźmie w obronę swoich wybranych, którzy wołają do Niego dniem i nocą? Czyż będzie zwlekał w ich sprawie? (wersy 6-7)
W swoim wyjaśnieniu przypowieści Jezus przeciwstawia teraz obraz niesprawiedliwego sędziego z Osobą sprawiedliwego Boga. Jeśli ten niesprawiedliwy sędzia zdecydował się pomóc – choćby nawet ze strachu – to o ileż bardziej Bóg pomoże swoim wybranym w dostąpieniu sprawiedliwości – z miłości!
W tekście greckiego oryginału Jezus mówi dosłownie: „czy Bóg nie uczyni swoim wybranym sprawiedliwości?”. Jest to zatem kwestia doświadczenia Bożej sprawiedliwości, czyli zbawienia przy ponownym powrocie Pana. Bóg zapewnia sprawiedliwość i zbawienie swoim wybranym. Ci wybrani natomiast są szczególnym podmiotem Bożej opieki, bo wzywają Go dniem i nocą, czyli nieustannie trwają na modlitwie. Wołanie do Boga dniem i nocą wyraża wzmożoną prośbę. Modlący się ludzie nie ustają, a wręcz przeciwnie: jeszcze bardziej proszą o przyjście Pana – pomimo lub właśnie z tego powodu, że Pan opóźnia swoją odpowiedź. Gdy wydaje się, że odpowiedź Pana na modlitwę przeciąga się, to modlitewne błaganie nie powinno słabnąć, ale wzmagać się.
Również w naszym wypadku istnieje to niebezpieczeństwo, że bardzo łatwo słabniemy w naszych prośbach, które kierujemy do Boga, jeśli nie są one natychmiast spełnione – i to tak, jak sobie tego życzymy. Jezus daje nam jednak jasną odpowiedź: im dłużej trwa to oczekiwanie, tym bardziej powinniśmy wzmagać nasze modlitwy i nie przestawać.
Raz za razem doświadczamy, że nasze modlitwy pozornie pozostają bez odpowiedzi. Rzeczywiście, w swojej mądrości i miłości Bóg często każe nam czekać. Nie jest to wyrazem Jego niezadowolenia ze złego świata. Po prostu Bóg okazuje cierpliwość wobec swoich wybranych, bo to ich oczekiwanie ma sprawić, aby coś w nich wzrosło na tyle, że On może im wreszcie odpowiedzieć. Sami się wielokrotnie przekonujemy, że na początku nasze prośby są często bardzo powierzchowne. Najlepszym sprawdzianem, czy poważnie traktujemy nasze prośby i czy naprawdę oczekujemy czegoś od Boga, jest właśnie nasza wytrwała modlitwa. Tak jak wdowa uporczywie prosi sędziego, tak my musimy wytrwale modlić się do Boga. W przeciwieństwie do bezlitosnego sędziego, Bóg nigdy nie odrzuca naszych próśb, a jedynie czasami milczy w tym celu, aby osoba, która Go prosi, miała coraz większą ufność. Dzięki temu zaufaniu i wierze Bóg może odpowiedzieć zupełnie inaczej, niż Go prosimy.
To oczekiwanie na odpowiedź prowadzi do oczyszczenia naszej woli bycia uczniami Jezusa. Jest to także sposób na nasz wzrost w duchowej dojrzałości: niedojrzały człowiek natychmiast przestaje się modlić, jeśli jego prośba nie jest od razu spełniona tak, jak tego chce. Warunkiem działania Boga w nas jest nasza wiara. To, że nie przestaję prosić, jest wyrazem zaufania i wiary: ufam Bogu, nawet jeśli mam wewnętrzne wątpliwości. Nie mogę pozbyć się tych wątpliwości, ale podejmuję kroki w wierze, modląc się i prosząc nieustannie. To właśnie akt wiary jest tutaj decydujący.
Mówię wam, że szybko uczyni zadość sprawiedliwości. (wers 8a)
Także i tutaj, podobnie ja w poprzednim wersecie, słowo „sprawiedliwość” poprzedzone jest w oryginale greckim rodzajnikiem, co oznacza, że nie chodzi tu o jakikolwiek akt sprawiedliwości, ale o pełnię Bożej sprawiedliwości, czyli o wieczne zbawienie.
Gdy słyszymy tutaj słowo: „szybko”, to możemy odnieść wrażenie, że tak naprawdę jest inaczej, bo często musimy czekać bardzo długo. Ale to „szybko” jest Bożą miarą czasu, to znaczy liczy się w odniesieniu do całego czasu cierpliwego oczekiwania. Bóg będzie działał, gdy tylko nasze zaufanie i wiara wzrosną. Wtedy rzeczywiście szybko zacznie działać. Nie może jednak przyspieszyć zbawienia, gdy nie pozwala na to Jego mądrość i miłość, czyli gdy naprawdę nie może doprowadzić do naszego zbawienia. Gdyby to zrobił za wcześnie, to Jego odpowiedź byłaby zbyt powierzchowna, a może nawet ze szkodą dla nas. Nie możemy ostatecznie zdecydować i nie możemy sami poznać czasu spełnienia naszych próśb, więc powinniśmy z wiarą i ufnością pozostawić to Bożej mądrości i miłości. Taki jest sens naszego oczekiwania.
Czy jednak Syn Człowieczy znajdzie wiarę na ziemi, gdy przyjdzie?”. (wers 8b)
Cokolwiek musi się wydarzyć, to w końcu wydarzy się pod koniec ziemskiego czasu. Dzień Pański, czyli powrót Pana nadejdzie natychmiast, nagle i nieoczekiwanie. Chodzi zatem o naszą wytrwałość na modlitwie, gdy Pan się opóźnia. Ta wytrwałość na modlitwie dotyczy oczywiście wszystkich naszych sposobów modlitwy i wszystkiego, o co Boga prosimy.
Istotne jest jednak pytanie, czy gdy Syn Człowieczy kiedyś powróci, to znajdzie wiarę – i to nie byle jaką wiarę? Jezus ma tu na myśli bardzo konkretną wiarę, która polega na nieustannej modlitwie o Jego przyjście, na podtrzymywaniu żywej i wytrwałej wiary. To pełne wątpliwości pytanie Pana powinno dawać nam siły do tego, abyśmy nigdy nie zniechęcali się modlitwą i nie słabli w wierze. Niestety, Jego pytanie jest jednak aż nadto zasadne: „Czy Syn Człowieczy znajdzie wiarę na ziemi, gdy przyjdzie?”. ∎