Jak, jako chrześcijanie, możemy radzić sobie z kryzysem?
Jak, jako chrześcijanie, możemy radzić sobie z kryzysem?
Credopedia Jak, jako chrześcijanie, możemy radzić sobie z kryzysem?

Credopedia

Jak, jako chrześcijanie, możemy radzić sobie z kryzysem?

Jak, jako chrześcijanie, mamy zachować się w kryzysie? Wiara, modlitwa i ufność. Przegląd ważnych cytatów z Pisma Świętego oraz z Katechizmu.

przeczytane minuty | Bernhard Meuser

Co to jest?

Kryzys

„Kryzys” to dramatyczna eskalacja sytuacji, której wynik jest niepewny. Może to prowadzić zarówno do katastrofy, jak i do obiecującego nowego początku. Słowo „kryzys” pochodzi od greckiego krinein i oznacza mniej więcej 'dzielić' lub 'rozłączać'.

Co mówi Pismo Święte?

Historia narodu izraelskiego jest historią egzystencjalnych wyzwań i zagrożeń, które lud wybrany przeżywał zawsze w odniesieniu do Boga. Bóg Biblii jest Bogiem, który wszystko widzi (Ps 94, 9: „Ten, który ukształtował oko, nie zobaczy?”), o wszystko się troszczy (1 P 5, 7: „Powierzcie Mu wszystkie swoje zmartwienia, a On zatroszczy się o was”) i zawsze działa (Wj 20, 2: „Ja jestem Panem, twoim Bogiem, który wyprowadził cię z ziemi egipskiej, gdzie byłeś niewolnikiem”). Wielkie wyzwania Izraela (wyjście z Egiptu, niewola babilońska, doświadczenia opisane w Księdze Hioba) wymagają jednak decyzji i współpracy ludzi, którzy mają uczyć się z historii i odkrywać w niej rękę Boga: „Uczynię cię rozważnym i wskażę ci drogę, którą pójdziesz, będę twoim doradcą i nie spuszczę cię z oczu” (Ps 32, 8).

Jezus również doświadczył kryzysów, które jednak prowadziły Go do czegoś zupełnie nowego. W Ewangelii według św. Marka (Mk 8, 27-9, 1) opisany jest „kryzys galilejski”: w rejonie Cezarei Filipowej Jezus na początku jest bardzo popularny ze swoim nauczaniem, ale potem nie tylko nie dochodzi do wielkiego nawrócenia, lecz wzrasta niezrozumienie i wręcz wrogość – w pewnym momencie Jezus kieruje się w stronę krzyża i decyduje się na pójście do Jerozolimy. W Ewangelii według św. Jana pyta uczniów: „Czy i wy chcecie odejść?” (J 6, 67). W nocy na modlitwie w ogrodzie oliwnym Jezus zmaga się z Ojcem, aby w absolutnej pewności rozwiązać ten największy kryzys: „Mój Ojcze! Jeśli to możliwe, niech Mnie ominie ten kielich! Lecz niech się stanie tak, jak Ty chcesz, nie Ja” (Mt 26, 39). Boży sposób radzenia sobie z kryzysem objawia się najwymowniej w zmartwychwstaniu Jezusa. Podczas gdy uczniowie w drodze do Emaus są jeszcze mocno związani z katastrofą (Łk 24, 21: „A my mieliśmy nadzieję, że to On wyzwoli Izraela”), to Pan jest już z nimi w drodze do czegoś zupełnie nowego.

Mała katecheza z YOUCATem

Jak mam się zachować jako chrześcijanin w czasie światowego kryzysu?

Chrześcijanie nie są nietykalnymi, niestandardowymi stworzeniami. Chrześcijanie to ludzie tak jak wszyscy inni. Są słabi, boją się, tracą głowę, panikują, czasami nie wiedzą, co robić. Ale mają jedną rzecz wyjątkową, która jest ich strategią przetrwania. I nic na to nie poradzą. Wiedzą, co robić w sytuacji kryzysowej – to doświadczenie mają od Kogoś, Kto jest w łodzi, gdy uderzają w nią fale przeciwności: „Czemu się boicie? Wciąż jeszcze nie wierzycie?” (Mk 4, 40) – pyta Jezus. I w środku huraganu nagle zapada zupełna cisza.

Wciąż nie wierzycie?

Tę wiarę i to milczenie Boga w samym sercu katastrofy odnalazłem ponownie w młodej kobiecie, która nie była chrześcijanką (albo w najlepszym wypadku była ukrytą chrześcijanką). Kiedy młoda Żydówka Etty Hillesum została przewieziona z obozu w Holandii do Auschwitz-Birkenau, miała jeszcze możliwość rzucenia pocztówki z wagonu. Rolnicy znaleźli ją przez przypadek i zachowali. Tam czytamy: „Otwieram Biblię w dowolnym miejscu i znajduję: «Pan jest dla mnie twierdzą, Bóg mój – skałą, na której się chronię!». Siedzę w środku zatłoczonego wagonu towarowego na plecaku. Ojciec, matka i Misza siedzą kilka wagonów dalej… Opuściliśmy nasz obóz ze śpiewem na ustach, ojciec i matka są odważni i spokojni”.

Kilka lat wcześniej przyjaciel polecił młodej kobiecie, która dorastała bez szczególnej wiary, aby przeczytała Biblię. Do tego polecił jej pisma św. Augustyna, św. Tomasza a Kempis i Mistrza Eckharta. Zanim Etty Hillesum została wywieziona, zanotowała w swoim dzienniku: „Są ludzie – rzeczywiście są tacy! – którzy w ostatniej chwili zabierają swoje odkurzacze i srebrne sztućce w bezpieczne miejsce, zamiast trzymać się Ciebie, mój Boże. I są ludzie, którzy chcą tylko uratować swoje ciało, które jest niczym więcej jak mieszkaniem dla tysiąca strachów i czar goryczy. I mówią: «Nie dostaną mnie w swoje szpony». Zapominają, że nie można dostać się w niczyje szpony, gdy jest się w Twoich ramionach”.

Kiedy wszystko się rozpada i załamuje…

Wielu ludzi odczuwa pandemię koronawirusa i trwające wokół wojny jako wielki szok, jako sytuację, w której wszystkie zabezpieczenia tracą sens. I mają rację pod wieloma względami: zdrowie, gospodarka, finanse, podróże, dobrobyt, planowanie życia – wszystko się rozpada. Nikt nie wie, jak będzie wyglądał świat po tych strasznych doświadczeniach. Jednak prawdziwa kwestia przetrwania nie jest związana z tym kryzysem.

Wielkie pytanie brzmi: czy pozostanie jeszcze coś, kiedy najwyraźniej nie ma już nic?

Jest tylko jeden prawdziwy kryzys w życiu człowieka. I jest to kryzys o wiadomym wyniku. Wiemy na pewno: nie uda się nam wymknąć. Bo pewne jest, że kiedyś umrzemy. Może się to zdarzyć w następnej godzinie, w kolejnym dniu, tygodniu, miesiącu, w następnych latach. Kurt Tucholsky napisał kiedyś wierszyk: „Ostatni raz w życiu jadłem kiszoną kapustę, rozmawiałem przez telefon po raz ostatni. Kochałem ostatni raz. Po raz ostatni czytałem Goethego. Być może na długo przed śmiercią. A jednak nie wiadomo”. Bez względu na to, ile witamin bierzemy, to jedyne, czego możemy być pewni, to że: „Nawet jeśli umrzesz zdrowy, to na pewno będziesz nieżywy” (Manfred Lütz).

Podobnie jak Etty Hillesum, jeden z bojowników ruchu oporu przeciwko Hitlerowi, Robert von Arenberg, w momencie, gdy chodziło o życie i śmierć, odkrył to, co niezniszczalne. Można by też powiedzieć, że odnalazł tajemnicę ratującej życie komunii z Bogiem. Ujął to w słowach: „Nie mogą zrobić więcej niż mnie zabić. I nawet jeśli mnie zabiją, to mnie to nie zabije”. Czy istnieje krótsza odpowiedź na pytanie, jaki jest sens wierzyć w Boga, niż: „Nic nie może mnie zabić”?

Czy istnieje szczepionka przeciwko śmierci?

Tak. Najlepszą szczepionką na koronawirusa jest wiara w żywego Boga, w którym mamy życie, którego żaden wirus nie może zniszczyć. Jak to działa? Chciałbym użyć do tego prawdziwego obrazu. Jezus zaraził się śmiercią z miłości do nas – i przeżył. Rozwinął w swojej krwi przeciwciała, dzięki którym wszyscy możemy przetrwać. Ratujące przeciwciała są przenoszone przez transfuzję krwi. Jest takie enigmatyczne słowo z Ewangelii według św. Jana, które było już niezwykle obraźliwe dla współczesnych Jezusa: „Jeśli nie będziecie spożywali ciała Syna Człowieczego i pili Jego krwi, nie będziecie mieli życia w sobie” (J 6, 53). Nawet bliscy przyjaciele Jezusa uznali to za szokujące – nie do zniesienia, jak mówi nam Ewangelista Jan („Ta nauka jest trudna do przyjęcia. Któż może tego słuchać?” – J 6, 60).

Być może na razie wystarczy, abyśmy zrozumieli jedynie to: Jezus jest naszym Bratem we krwi, z którym możemy przejść nawet przez śmierć. W Nim mamy życie na zawsze. Do tego potrzebne są dwie rzeczy: wiara i chrzest („Kto uwierzy i przyjmie chrzest, będzie zbawiony” – mówi Jezus w Mk 16,16, zaś w YOUCAT w numerze 194 czytamy: „Chrzest to brama prowadząca ze śmierci do życia; to wejście do Kościoła i początek trwałej komunii z Bogiem”). Często uważamy, że chrzest to taka sobie ceremonia. Ale tak na prawdę chrzest otwiera drzwi do zupełnie nowego miejsca, jak gdyby do wspaniałego domu zbawienia i ocalenia, w którym możemy żyć we wszystkich sakramentach jak w pięknych pokojach. W YOUCAT w numerze 193 czytamy: „Chrzest wiąże z Chrystusem. Bierzmowanie obdarza nas Jego Duchem. Eucharystia jednoczy nas z Nim. Spowiedź jedna nas z Chrystusem”. To tak jakby Jezus powiedział: „Mój dom jest też twoim domem!”.

Chrześcijanie w kryzysie

Co mogą zrobić chrześcijanie – czyli ludzie, których nic nie zabija – w obecnym kryzysie?

  1. Mogą nauczyć się modlić i uczyć innych modlitwy. Wymowny przykład daje nam Etty Hillesum: „Jest we mnie bardzo głęboka studnia, a Bóg jest w niej. Czasami jest On dla mnie nieosiągalny, bo często kamienie i gruz leżą na dnie studni, a Bóg jest pod nimi”.
  2. Mogą sami wysiąść z kieratu i otworzyć drzwi do wolności dla innych. Pracujesz do upadłego? Do czego to służy? Aby zrujnować osobiste relacje dla własnej kariery? Kto coś z tego ma?
  3. Mogą ożywić dom Boży. Chrześcijanin sam jeden nie jest chrześcijaninem. Gdzie reszta? Na pewno nie w transmisji na żywo. Jedynie w Kościele – czyli w Eucharystii i w Komunii (czyli unii z samym życiem). Jeśli teraz Kościół się rozpada, bo nikt nie ma siły i odwagi na to, co wspólne, to co ma być łodzią ratunkową dla wszystkich?
  4. Mogą przyciągać uwagę poprzez opiekę i solidarność. Chrześcijaństwo zaczyna się w rodzinie, która jest odkrywana na nowo. Chrześcijaństwo promieniuje na sąsiedztwo. Chrześcijanie są wyczuleni na samotnych, starych, uchodźców i na wszystkich, którzy teraz zdają się być ignorowani przez społeczeństwo, ponieważ nie mają pracy, są zadłużeni, brak im majątku i perspektyw. Bycie chrześcijaninem nie zatrzymuje się na granicach państwowych.
  5. Mogą zarażać innych – nadzieją. Bo mają coś, za co nie można zapłacić pieniędzmi – cud, który czasami zdarza się nawet w obozach koncentracyjnych. Etty Hillesum ponownie przypomina: „Kiedy stoję w kącie obozu, nogami na Twojej ziemi, twarzą zwróconą do Twojego nieba, Boże, czasami łzy spływają mi po twarzy, bo biorą się z wewnętrznego wzruszenia i wdzięczności, która szuka ujścia”. ∎